16.10.11

Szafa gra

Pięć i pół roku temu szukaliśmy regału. Na książki.
Wiadomo: ikea, billy - w końcu co drugi katalog ma na okładce świetną biblioteczkę z tej serii. No, może więcej niż co drugi.
Kupiliśmy.
Minęły dwa lata i regał zaczął przypominać beczkę. Wzmocniliśmy go: metalowy krzyżak, kątowniki, bo ścianki wiadomo - z kociego łajna. Teraz będzie dobrze:

Taśmy oczywiście wyłącznie w celu wyznaczenia poziomu - nie konstrukcyjnie.
Minęły trzy lata i zachciało się Króliczej Mamie zagęścić półki.
Niestety, okazało się, że firmowa półka jest za krótka - zbeczkowany regał rozszerzył się dodatkowo o jakieś dwa centymetry.
Pewnie był źle użytkowany - zapełniono go książkami.
Kolejny upgrade: trzy krzyżaki, sześć kątowników, sześć nowych konfirmatów na najniższym poziomie, dwa gwintowane na całej długości pręty spinające boki na niższych poziomach.
Regał mamy teraz pancerny, ale wreszcie spokojnie możemy przechowywać w nim

książki.
Jaki morał z tej opowieści? Chcecie mieć regały na książki, to sami je sobie zróbcie - projekt, wyprawa po materiały i złożenie go zabierze znacznie mniej czasu niż szukanie pomysłów na kolejne naprawy kupionego bubla.
Nie mówiąc już o jeszcze jednym maleńkim proficie:
Wieczór. Cisza. Nocna lampka. Siedzisz sobie w głębokim fotelu, trzymasz ulubiony kubek z pyszną kawą, patrzysz na regał i myślisz:
- Jam to nie chwaląc się sprawił!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.