13.5.12

Lazurowe Wybrzeże

Spodziewaliśmy się takich widoków:
musieliśmy jednak na nie poczekać aż do St. Raphael, bo na razie czekało nas to:


Historia miesza się tu z codziennością na każdym kroku.
Ci Francuzi nie mają żadnego szacunku dla turystów! Wszędzie wieszają te swoje kable, stawiają paskudne latarnie i jeszcze jakieś znaki drogowe - zupełnie nie da się zrobić ciekawego zdjęcia.

Naprawdę staram się nie fotografować wszystkich palm, 
ale czasem starania przegrywają z siłami natury.
Ta paskudna pogoda w zasadzie nam nie przeszkadzała - w słoneczne dni temperatura rosła tak, 
że ledwie powstrzymywaliśmy białka przed ścinaniem.

A to, wyobraźcie sobie, jest właśnie Monte Carlo:


Wyjątkowo nie chciało nas do siebie zaprosić, choć naprawdę próbowaliśmy.
Może podróżując jakimś maleńkim i zwrotnym pojazdem mielibyśmy ze zwiedzenia miasta nieco przyjemności, ale z naszym domem na kółkach nie próbowaliśmy nawet robić zdjęć - byliśmy zajęci staraniami nie staranowania samochodów wartych mniejsze i większe fortuny.


Obiad w Beaulieu-Sur-Mer, w restauracji Cafe del Mare:
Sama już nie wiem, w którym kapeluszu bardziej mi do twarzy.
Królik zaatakowany...
...zawsze staje do walki.

Miejsca alejka

We Włoszech niemal wszystkie plaże są prywatne - we Francji wszystkie są z kolei publiczne.

Znowu w trasie:
ten dom miał chyba kiedyś zejście do ogródka?
Widzieliśmy różne ciekawe osiedla.
I widzieliśmy też różne osiedla całkiem nieciekawe.
Wjechaliśmy do krainy czerwonych, poszarpanych skał.

Na wielu takich wysuniętych w morze cyplach umieszczone są baseny. 
Ciekawe, czy kąpiel w nich, to pływanie w basenie Morza Śródziemnego?

St. Raphael przywitało nas przepiękną pogodą.
 Na spacer w stronę targowiska staroci Królik zabrał ze sobą para sol.


A to już Marsylia. Przestaliśmy w korkach i port i główne aleje. 
Chyba też szykują się do jakichś mistrzostw, bo nie było ulicy, na której nie trwałby remont.

Miasto piękne, zadbane, ale na przedmieściach paskudnie. Nikt nawet nie wymienia zamalowanych znaków drogowych na autostradach. Graficiarze ostro trzymają tu rękę na pulsie.
MysiKróliki oczywiście domagały się wizyty w McD. 
Fast food fast foodem, ale ukłon w stronę lokalnych tradycji musi być i już
(czy to dlatego bywają u nas kanapki z plackami ziemniaczanymi?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.