18.5.12

Muzeum żelków

Muzeum firmy HARIBO znaleźliśmy przypadkiem dzięki ulotce na jednym z kempingów.
MysiKróliki nastawiły się na świetną zabawę.
Nie będziemy ukrywać - największą zabawą okazały się zakupy w tutejszym sklepiku, bo eksponaty nie do końca odpowiadały oczekiwaniom wszystkich młodych gości muzeum.
Pozamykane za szybami nie zachęcały wyobraźni do szalonych podróży w żelkową krainę.
 Wizualizacje tradycyjnej żelkowej pracy również.
Kolorami uwaga została jednak przykuta na chwilę.
 - Mamo, a mogę zjeść takie duże misie?
 - O matko i córko! Jak ja mam sobie coś z tego wybrać?
 - A jak się kręci tymi żelkami, to po co?
- Tak, takie żelki mogę sobie zjeść. A dostaniemy takie na koniec zwiedzania?
 Prawdziwym hitem okazały się natomiast gry - memory z obrazkami żelków.
 - O, tam bym sobie teraz chętnie posiedział.
 - A jak już zobaczymy, jak się dziś produkuje żelki, to będziemy znowu mogli pograć w memory?
 Fuj! Takie paskudztwa to lubi tylko Tuś, a i to nie zawsze!
 Mysz na chwilę zatrzymała się przy strojach z epoki, to znaczy z żelków. Tu z lukrecjowych, fuj!
 - A z tych to już możemy sobie coś wybrać?
Mieszanie gumy. Albo innego gumowego paskudztwa.
Własnoręczne wrzucenie żetonu w celu zamknięcia żelków w kilku torebeczkach też się spodobało. Tak właściwie, to spodobało się to, że te żelki można sobie było wziąć.
 To chyba element programu wymiany eksponatów z muzeum sztuki torturniczej.
Dla osiągnięcia pełni przyjemności można przeżuwać żelki siedząc na lukrecjowych krzesełkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.