Muzeum firmy HARIBO znaleźliśmy przypadkiem dzięki ulotce na jednym z kempingów.
MysiKróliki nastawiły się na świetną zabawę.

Pozamykane za szybami nie zachęcały wyobraźni do szalonych podróży w żelkową krainę.
Wizualizacje tradycyjnej żelkowej pracy również.
Kolorami uwaga została jednak przykuta na chwilę.
- Mamo, a mogę zjeść takie duże misie?- O matko i córko! Jak ja mam sobie coś z tego wybrać?
- A jak się kręci tymi żelkami, to po co?
- Tak, takie żelki mogę sobie zjeść. A dostaniemy takie na koniec zwiedzania?
Prawdziwym hitem okazały się natomiast gry - memory z obrazkami żelków.- O, tam bym sobie teraz chętnie posiedział.
- A jak już zobaczymy, jak się dziś produkuje żelki, to będziemy znowu mogli pograć w memory?
Fuj! Takie paskudztwa to lubi tylko Tuś, a i to nie zawsze!
Mysz na chwilę zatrzymała się przy strojach z epoki, to znaczy z żelków. Tu z lukrecjowych, fuj!
Mieszanie gumy. Albo innego gumowego paskudztwa.
Własnoręczne wrzucenie żetonu w celu zamknięcia żelków w kilku torebeczkach też się spodobało. Tak właściwie, to spodobało się to, że te żelki można sobie było wziąć.To chyba element programu wymiany eksponatów z muzeum sztuki torturniczej.
Dla osiągnięcia pełni przyjemności można przeżuwać żelki siedząc na lukrecjowych krzesełkach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.