Do Wielkiej Brytanii wyruszyliśmy promem.
MnM odkryła w sobie nieznane dotąd pokłady choroby morskiej.
MysiKróliki odkryły, że jednak nie lubią nie sypiać nocą.
Daleko jeszcze? Ja chcę już do swojego łóżeczka.*
*Tu chcielibyśmy podkreślić, że dzieci wyciągnięte z łóżka o 3:30 celem zademostrowania ich pani pogranicznej, a następnie ubrane, nie tyko nie płakały, ale nawet z ciekawości wyłaziły na pokład w zimną noc i mglisty świt, aby obserwować wyjście z Calais i wejście do Dover. Dzielne dzieci!
*Tu chcielibyśmy podkreślić, że dzieci wyciągnięte z łóżka o 3:30 celem zademostrowania ich pani pogranicznej, a następnie ubrane, nie tyko nie płakały, ale nawet z ciekawości wyłaziły na pokład w zimną noc i mglisty świt, aby obserwować wyjście z Calais i wejście do Dover. Dzielne dzieci!
Dobijamy do klifów.
Na pierwszą wycieczkę wybraliśmy się do Greenwich.
Po drugiej strony Tamizy.
Zgodnie z tradycją green starają się być nawet schody.
Trawa, trawa, trawa, trawa, trawa, trawa, trawa!
Spokój doskonały, czyli buty na bok, trawa, kawa i wszechogarniająca greeeeeen.
Tak, butów pozbyliśmy się wszyscy.
W końcu rzadko można pobiegać na tak wiekowo pielęgnowanej trawie.
Albo nawet na niej poleżeć.
Tusiu, dlaczego nie mogę sobie postrzelać?
Mogliśmy przymierzać tradycyjne stroje i tradycyjne zbroje.
Będąc leworęcznym ciężko przymierza się prawą rękawicę rycerską.
Królewska Wyższa Szkoła Marynarki w Greenwich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.